16 stycznia 2012
Wszystkie konsekwencje dalszych działań są wynikiem jednej, niezbyt nawet specjalnie przemyślanej decyzji. Powiedział bym wręcz, że są przypadkiem wywodzącym się z chwilowej refleksji. Jak więc to się zaczęło? Mógłbym napisać, że początkiem były narodziny, ale to zbyt banalne. To, że na początku był chaos, to z kolei zbyt oklepane. Powiedzmy, że zaczęło się wtedy, kiedy podjąłem decyzję o prowadzeniu własnej firmy.
Pełen ambicji i dobrych chęci w 1995 roku rozpocząłem działalność gospodarczą. Z początku były wielkie nadzieje i jeszcze więcej zapału. Całe szczęście, że w tamtym okresie wszystko (koszty utrzymania) było jeszcze relatywnie tanie. Jako osoba młoda i całkowicie niezależna mogłem sobie pozwolić na odrobinę szaleństwa bez uszczerbku dla bieżącej działalności. Po dość krótkim czasie doszedłem jednak do wniosku, że sam nie jestem w stanie zrobić wszystkiego. Koszty zatrudnienia pracowników były jednak za wysokie. Najłatwiejszym co przyszło mi do głowy było wzięcie wspólnika do interesu.
Interesy w 1996 roku były proste. Trzeba było tanio kupić i szybko sprzedać z dużym zyskiem ponieważ był to czas wciąż wysokiej inflacji. Zajmowaliśmy się tym co wydawało się być najbardziej modne: komputerami. Na rynku było mało specjalistów a prywatne osoby nie miały prawie żadnego pojęcia na temat herców, bajtów czy pixeli. Uświadamialiśmy więc społeczeństwo czerpiąc z tego tytułu satysfakcję i pieniądze. Wszystko układało się dobrze, przynajmniej nam się tak wydawało. Niestety w praktyce nie mieliśmy żadnego doświadczenia w prawdziwym biznesie.
Gdzieś w 1997r. nadarzyła się okazja i zatrudniłem się w oddziale dużego koncernu spożywczego. Moja firma prosperowała już jako regularny, poukładany podmiot gospodarczy zatrudniający pracowników. Nie musiałem siedzieć na miejscu. Mogłem zająć się nadzorowaniem i kontrolą interesu. Równocześnie zdobywałem szlify w poważnej spółce z dużym kapitałem i milionowymi obrotami. Początki były całkiem przyjemnie, ale taki stan był na dłuższą metę niemożliwy do funkcjonowania. Nie mogłem skupić się dobrze na mojej działalności i jednocześnie angażować się w pracę dla innej firmy. Zatrudnienie w oddziale koncernu było rzeczywiście porównywalne do małego trybiku w wielkiej maszynie. Ostatecznie wolałem czuć się ważny w swoje małej firmie niż niezauważany w wielkim molochu. Podjęcie ostatecznej decyzji mimo wszystko było trudne ponieważ wiązało się z rezygnacją ze stałej pensji na rzecz nieprzewidywalnych dochodów uzależnionych od tendencji rynkowych. Trwało to prawie 10 lat.
W 2005 roku byłem już wolnym człowiekiem, ale ze zobowiązaniami rodzinnymi. Wtedy z wiarą w nowe możliwości jakie się otwierały zmieniłem formę prawną firmy i założyłem spółkę z o.o.. Na początku było ciężko. Wzrosły koszty prowadzenia firmy. Brak dochodów z umowy zatrudnienia o pracę. Dodatkowo wydatki na utrzymanie rodziny. Cały czas był problem z kapitałem, bez którego nie można zainwestować w rozwój biznesu. Rozbieżne cele wspólników i kryzys 2008 roku położył ostatecznie kres mojej pracy w spółce. Musiałem zabrać się za coś samemu. Samemu wcale nie oznacza samodzielnie. Ukłony dla nowego wspólnika :).
Nowy pomysł przyszedł niespodziewanie i tylko trzeba było znowu zaufać, że znajdą się zainteresowani klienci, tym razem w nowej zielonej branży. Na razie społeczeństwo nie ma jeszcze zaufania do odnawialnych źródeł energii, ale to się zmienia. Pomału czas entuzjastów mija i zaczyna się czas oszczędzania. Wieżę, że w końcu każdy będzie się musiał nauczyć segregować odpady i korzystać z inteligentnych sieci energetycznych, do których będą wpięte elektrownie wiatrowe i fotoogniwa.
Zachęcam więc do oszczędzania w myśl sloganu: „oszczędzają bogaci, nam też się opłaci”. Gdyby się nie opłacało, to nikt by nie wyrzucał milionów w duże elektrownie wiatrowe.
kręci mnie wiatr...
Copyright © 2008-2017 AirGenerator